This is Halloween, this is Halloween... Wigilia Wszystkich Świętych, jak kto woli, albo po prostu 31 października. Jak co roku od ładnych kilku(nastu?) lat, w ostatnich dniach Polacy mają kolejny powód do kłótni. Media wrzą, wierzący i niewierzący wszelkich odmian przerzucają się argumentami, a z ich braku - inwektywami. Puszczać dzieci na imprezy z dreszczykiem, czy to już czarna msza? Pozwalać im dzwonić do domów o cukierki, czy wybić takie demoniczne żebractwo z głowy? Czy Halloween jest obcym, złym, satanistycznym/komercyjnym wzorcem kulturowym, czy też nieszkodliwą zabawą, a może czymś jeszcze innym?
Katolicka prasa jak zwykle nie zawiodła oczekiwań. Czasopismo "Miłujcie się!" wysmażyło przecudowny artykuł o demonicznej genezie Halloween i związanych z tym świętem zagrożeniach. Następnie raczy wszystkich wiernych instrukcją, jak postępować, gdy do drzwi zapuka dziecko pytające o cukierki. Poleca też, aby zamiast bawić się w Halloween, pójść na seans filmu o nawróconym grzeszniku, który stał się egzorcystą i nawet zza grobu uwalnia ludzi od demonów (swoją drogą, dobry pomysł na element scenariusza filmu grozy).
Oczywiście, "Miłujcie się!" jest czasopismem katolickim i swoim wiernym ma prawo przekazywać takie treści, jakie redakcja uzna za stosowne, a Kościół za dozwolone. Rozumiem też, że każdy katolik ma święty obowiązek ewangelizacji swoich bliźnich. Trzeba jednak powiedzieć głośno "STOP!", gdy katolicka gazeta nawołuje do "nawracania" cudzych dzieci bez wiedzy i zgody ich rodziców. Wielu działaczy katolickich ma usta pełne frazesów na temat dobra dzieci, nie wypaczania ich umysłów itp. - co jednak, jeśli dziecko pochodzi z rodziny, która w pełni świadomie praktykuje inną religię? Religię, dla której Halloween może być integralną częścią otoczki kulturowej, a przynajmniej zjawiskiem kompletnie nieszkodliwym? Czy w tej sytuacji obcy człowiek, nie wiedzący nic o dziecku, ma prawo samowolnie ingerować w jego rozwój duchowy? Z punktu widzenia Kościoła katolickiego - zapewne ma. Z punktu widzenia prawa świeckiego i zwykłej, pozareligijnej ludzkiej moralności - ma prawo co najwyżej powiedzieć "nie", zamknąć drzwi i wrócić przed telewizor w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Ewentualnie rozwinąć odmowę do "nie, tutaj nie świętujemy" - co zresztą nie wymagałoby wyjaśnienia w USA, kraju najintesywniej świętującym Halloween, gdzie "nawiedza się" tylko domy odpowiednio udekorowane.
Przejdźmy jednak do kwestii "satanizmu", "obcych wzorców kulturowych" i podobnych rzeczy. Być może już kiedyś o tym wspominałem, ale od lat wyznaję zasadę, że każdy czyn - może z wyjątkiem tych, które niezaprzeczalnie krzywdzą innych ludzi - należy oceniać po intencjach.
Jeśli ktoś traktuje swoją celebrację Halloween w kategoriach szerzenia mrocznych wpływów Szatana, to w oczywisty sposób zasługuje na nieufność i krytykę ze strony osób wierzących w Szatana jako siłę zła, a być może także reszty społeczeństwa (w końcu niezależnie od przekonań, człowiek zwykle pragnie dobra - jeśli nie powszechnego, to przynajmniej własnego).
Jeżeli traktuje ten dzień jako element swoich wierzeń, ale wierzenia te istnieją w całkowitym oderwaniu od religii tradycyjnie odżegnujących się od Halloween - to powinni liczyć się z negatywną reakcją co bardziej radykalnych innowierców, ale mają zarazem pełne prawo do własnych praktyk religijnych i mogą, a nawet powinni, oczekiwać szacunku (a choćby i niechętnego).
A osoby, dla których jest to okazja typowo popkulturowa, pozbawiona jakiegokolwiek wymiaru duchowego, a opierająca się o ludzkie zamiłowanie do makabry i rozmaitych mitów? Można dyskutować, na ile potrzebne im jest to święto (w końcu mogą imprezować i urządzać maskarady w dowolnym innym czasie), ale agresywne odmawianie im prawa do zabawy kwalifikuje się raczej na listę zachowań chamskich, niż chwalebnych.
Jeśli natomiast chodzi o wzorce kulturowe, to ich "obcość" jest mocno wątpliwa. O ile nie wyznaje się religii o niezmiennie egzotycznych korzeniach i nie uznającej żadnych obcych domieszek kulturowych (jak islam czy ortodoksyjny judaizm), to będąc Europejczykiem trzeba zaakceptować fakt, że pochodzi się z wielkiego tygla kulturowego. Kościół katolicki nie ukrywa nawet, że dzień Wszystkich Świętych został ustanowiony celem "przejęcia" wcześniejszego pogańskiego święta. Podobna jest zresztą geneza wielu innych świąt i zwyczajów chrześcijańskich... W popkulturze to zjawisko ma nawet swoją nazwę: hijacked by Jesus. Jes to zjawisko o tyle smutne, że trącące hipokryzją - ten sam Kościół, który potępia bałwochwalstwo, przejął "bałwany" i pogańskie rytuały, przebierając je jedynie w ładne, anielsko-święte szatki. A teraz, gdy okazało się, że stare tradycje przeżyły w ukryciu i dostosowały się do nowych czasów, często tracąc zresztą swój religijny charakter, Kościół ponownie próbuje tej starej i nieco zdyskredytowanej taktyki, organizując "pochody świętych" pod hasłem Holy Wins... co zresztą zdaje się być zjawiskiem specyficznym dla Polski i jej schizofrenicznej odmiany katolicyzmu.
Nieszablonowa dyniowa latarenka. (źródło: Dom Mokoszy) |
Sam obchodzę Halloween w sposób czysto świecki, wyrastający z mojego zamiłowania do lekkiej makabry, a zarazem z pełną świadomością, że okazja ta stanowi echo dawnej, przedchrześcijańskiej kultury naszych przodków. Dyniowy Jack'o'Lantern jest przecież tylko bardziej wystawną i unowocześnioną wersją starożytnych latarenek, a przy okazji warzywną wariacją na temat słowiańskiej karaboszki i - być może - bliskim kuzynem zaduszkowych zniczy. Karmienie małych upiorków cukierkami to symboliczne dzielenie się wieczerzą z przodkami i przekupianie niespokojnych duchów, znane przecież także z "literatury narodowej"... Dekorowanie domów pajęczynami i nietoperzami, przebieranie się (niekoniecznie za straszydła)? Dalekie echo celtyckiego Samhain*, z jego wygaszonymi ogniami, pustymi domami i ukrywaniem się przed złymi mocami. Rozpoznaję symbolikę i nie boję się obracać w jej kręgu, tak samo, jak nie bałbym się wziąć udziału w chińskim Nowym Roku i nie widzę nic zdrożnego w życzeniu znajomym muzułmanom szczęśliwego Ramadanu. Z szacunkiem, ale bez osobistego duchowego zaangażowania. I tak samo nie magluję światopoglądowo księży chodzących po kolędzie, chociaż jako osoba mająca na pieńku z ich organizacją miałbym do tego pełne prawo... i pewnie kiedyś, po wyczerpaniu mojej cierpliwości, zacznę, jeśli Kościół i jego świeccy wojownicy nie zaczną szanować tych, którzy się z nim nie identyfikują.
Swoją drogą, a propos chodzenia po kolędzie - czym różnią się pochody kolędników od pytających o cukierki upiorków? Z tradycjami chrześcijańskimi kolędowanie ma tyle wspólnego, że odbywa się przy okazji Bożego Narodzenia, podobnie jak nawiedzanie na Halloween odbywa się przy okazji Wigilii Wszystkich Świętych. Jaka jest różnica między Mumią, Drakulą i Wilkołakiem, a Diabełkiem, Aniołkiem, Śmiercią i Turoniem?
Taka luźna myśl do przeżuwania wraz z jutrzejszym pocmentarnym obiadem.
A na koniec - muzyka trochę z innej bajki, a może i niekoniecznie. Trafiłem na ten album całkiem przypadkiem na YouTube. Polecam na halloweenowe imprezy w punk rockowych klimatach.
A na koniec - muzyka trochę z innej bajki, a może i niekoniecznie. Trafiłem na ten album całkiem przypadkiem na YouTube. Polecam na halloweenowe imprezy w punk rockowych klimatach.
____________
*Uprzedzając oburzenie rodzimowierców i entuzjastów słowiańszczyzny: czuję się Słowianinem, ale podobnie jak chrześcijaństwo, tak i kultura słowiańska nie istnieje w próżni. Tereny Polski były zawsze miejscem styku wielu kultur europejskich i nie wyobrażam sobie, aby nie istniało żadne pokrewieństwo między tak bliskimi sobie tradycjami, jak Samhain i Dziady, skoro można wytropić zbieżności między tworami tak odległymi kulturowo, jak baśnie braci Grimm i jorubijskie podania ludowe.