Listopad to chyba najbardziej znienawidzony przeze mnie miesiąc w roku. Generalnie nie cierpię jesieni i niespecjalnie lubię zimę, ale listopad jest najgorszy - z dnia na dzień jest coraz zimniej i ciemniej, a tak daleko jeszcze do przesilenia zimowego, niosącego obietnicę, że dalej będzie już lepiej. Nie bez powodu początek listopada był święcony w wielu kulturach jako punkt przełomowy, koniec tej jasnej, "dobrej" części roku. Wiem, że nie jestem odosobniony w mojej opinii na temat tego miesiąca - dowodem niech będzie obrazek, który ostatnio intensywnie krąży po Facebooku.
Dziś trafiłem na niego na tablicy ORIMONO, z komentarzem "W takim razie nie ma co się przejmować poniedziałkiem, prawda?". Poprzeżuwałem przez chwilę tę myśl i doszedłem do wniosku, że zawiera ona fundamentalny błąd: zakłada, że poniedziałki w listopadzie tracą swoją codzienną poniedziałkowość na rzecz listopadowości. Tymczasem jest wręcz przeciwnie: listopadowy poniedziałek łączy w sobie poniedziałkowość poniedziałkową i listopadową. O ile bardziej poniedziałkowy jest więc listopadowy poniedziałek?
Zgodnie z tezą autora grafiki, listopad kumuluje w sobie moc poniedziałków z całego roku; załóżmy, że chodzi o poniedziałki inne niż listopadowe, w przeciwnym razie wpadlibyśmy w pętlę logiczną.. Listopad ma 30 dni. Nie-listopadowych poniedziałków będzie w tym roku 48. To oznacza, że na każdy dzień listopada przypada z reszty roku poniedziałkowość o mocy 48/30, czyli 1,6. To jest nasza dzienna poniedziałkowość listopadowa. Każdy poniedziałek w listopadzie ma jeszcze swoją poniedziałkowosć poniedziałkową o mocy 1. Oznacza to, że całkowita poniedziałkowość listopadowego poniedziałku wynosi 1 + 1,6 = 2,6. Inaczej - w listopadowym poniedziałku jest 260% poniedziałku.
Dla lepszego uświadomienia tego, jak potężna jest ta wartość, przemnóżmy ją przez ilość godzin pracy w zwykły dzień powszedni. Jak wiadomo, cywilizowany człowiek pracujący na etacie siedzi w pracy 8 godzin i urywa się natychmiast, gdy tylko wybije fajrant. Ciężko wysiedzieć osiem godzin w poniedziałek, prawda? To teraz wyobraźcie sobie, że zgodnie z powyższymi wyliczeniami, każdy listopadowy poniedziałek odczuwacie tak, jakbyście o innej porze roku siedzieli w pracy przez 8 x 2,6 = 20,8 godzin.
20 godzin i 48 minut. Sorry, ale jest się czym przejmować. Bardzo.
Na odtrutkę po tych toksycznych obliczeniach i marudnych wnioskach - małe olśnienie muzyczne. Jestem wielkim fanem zespołu Tiamat, ale kiedy wsłuchuję się w teksty Edlunda, często odnoszę wrażenie, że albo poetyzuje tak surrealistycznie, że tekst zatraca pierwotny sens, albo po prostu zmaga się z językiem i tematyką. Wielokrotnie jednak jakaś luźna myśl albo przypadkiem wygrzebana skądś informacja całkowicie zmieniała moje zrozumienie którejś piosenki... i właśnie to stało się dzisiaj, kiedy marudziłem na temat listopada jako "najciemniejszego" miesiąca w roku.
Posłuchajcie uważnie drugiej zwrotki:
Teraz chmury wiszą tak nisko i malują świat śniegiem
Równonoc już dawno minęła... oto koniec lata.
Koniec lata kojarzy się właśnie z równonocą jesienną - przecież wtedy właśnie zaczyna się kalendarzowa i astronomiczna jesień. Tymczasem tutaj Edlund wyraźnie śpiewa, że już dobrze po równonocy, pada śnieg i w ogóle wilki wyją - i co, teraz dopiero skończyło się lato?
Owszem, jeśli pogrzebać w etymologii nazw pogańskich świąt. Jeden ze staroirlandzkich zapisów nazwy Samhain brzmiał Samfuin. Jedno z wytłumaczeń tego zapisu (przez lingwistów uważane za niepoprawne, ale nadal dość popularne) wywodzi je od słów sam ("lato") i fuin ("koniec"). Nie zdziwiłbym się wiec, gdyby Edlund nawiązał właśnie do tej etymologii - i nagle całość brzmi bardzo logicznie. Samhain, "koniec lata", wypada w pół drogi między równonocą jesienną a zimowym przesileniem. Początek listopada, chmurny, ciemny i niekiedy już śnieżny, to idealny czas na to, żeby pogrążyć się w tęsknocie za latem i myśleć, że lepiej już nie będzie.
Miała być odtrutka, a wyszło depresyjne ponuractwo á la Niedźwiedź. Ale przynajmniej już wiemy, dlaczego listopadowe poniedziałki są takie straszne...
Gawd, kompletnie nie pomyślałam o tym od strony matematycznej, a ponoć jestem ścisłowcem. Wnioski wyglądają przerażająco!
OdpowiedzUsuńDobrze, że listopad już się kończy.