Wrzesień tuż za progiem, więc mogę chyba zdać raport i wziąć się za kolejne wyzwanie. Z pewną goryczą muszę przyznać, że wyzwanie "bezmięsny sierpień" okazało się kolejnym niewypałem. Żadna ilość samokontroli nie powstrzyma człowieka przed jego własną naturą - a jak już pisałem, jestem beznadziejnym wszystkożercą.
Muszę się pochwalić, że poszło lepiej, niż się spodziewałem. Przez dwa tygodnie powstrzymywałem się dość sprawnie od jedzenia mięsa sensu stricte (ryby i nabiał pozostały w mojej diecie). Potem trafił się wyjątkowo stresujący dzień, w ramach którego totalnie się pogubiłem i nim zdążyłem się zorientować, byłem w sklepiku przy Metrze - z gorącym, opłaconym już hot-dogiem w łapie. Ponieważ nie lubię świadomie marnować jedzenia i pieniędzy, a żadnego głodnego łachmaniarza w okolicy nie widziałem, jedyną opcją była konsumpcja. Przez następny tydzień byłem grzecznym trawożercą, po czym wyjechałem na Chmielaki... i jak na złość okazało się, że nigdzie w bezpośredniej bliskości nie serwują żarcia bez mięsa, więc chłopaki zamówili pizzę z szynką i kurczakiem. Drugiego dnia imprezy szefostwo dostarczyło nam obiad - pieczoną golonkę i mocno mięsny bigos. W tym momencie stwierdziłem, że dalszy opór nie ma sensu...
Przyznaję jednak, że wyciągnąłem kilka budujących wniosków z tej porażki. Po pierwsze - przekonałem się, że jestem w stanie odstawić mięso na jakiś czas, a mój organizm sam będzie się o nie upominał, jeśli przesadzę. Po drugie, przesunięcie równowagi w diecie na korzyść warzyw może być dobra dla mojego zdrowia. Po trzecie, ograniczenie mięsa bardzo korzystnie wpływa na kondycję portfela.
Ile z założeń poprzedniego miesiąca planuję na stałe wdrożyć do swojego życia? Niewiele. Na pewno Usunę z diety produkty mięsopodobne na rzecz mniejszych ilości mięsa czystego, a przynajmniej mało przetworzonego. Przez ostatni miesiąc na stronie Marder&Marder Manufacture pojawiło się sporo przepisów na przetwory mięsne, które wymagają może więcej pracy, ale na pewno wyjdą mi bardziej na zdrowie. Z kolei pora roku sprzyja dużym zakupom warzywnym i robieniu rozmaitych domowych konserw na zimę. Kto wie, może z okazji urlopu wybiorę się nawet na grzyby? W sumie mieszkam przy samej krawędzi miasta, do lasu nie mam tak daleko.
Ale moje plany urlopowe to temat na oddzielny wpis. Póki co - czas uściślić wrześniowy etap projektu "Rok Bez...". Plan jest prosty: znaczne ograniczenie cukrów w diecie. Przez cały wrzesień nie ruszam żadnych słodyczy, cukru i ciastek. Białe pieczywo ograniczam do absolutnego minimum, podobnie jak biały ryż, makarony itp. Zastępuję je pieczywem pełnoziarnistym (a w miarę możliwości - całoziarnistym), kaszą, niewielkimi ilościami makaronu razowego. Daję bana mące i cukrowi w gotowaniu, nie wspomagam się słodzikami. Słodkie napoje - znikają, podobnie jak słodziki. Wyjątek stanowią niewielkie ilości naturalnego miodu, który i tak kupuję sporadycznie. Zakładam, że wystarczającą ilość słodyczy zapewnią mi owoce i piwo, którego z wielu powodów nie mogę wyeliminować z diety. Mam tylko zgryz z ziemniakami i kukurydzą - z jednej strony to mączyste, pełne cukrów warzywa, a z drugiej - stanowią dobry, bezglutenowy zamiennik dla chleba i makaronu. Podejrzewam, że skończy się na spożywaniu w ostrożnych ilościach.
Jestem dobrej myśli. Kilka lat temu urządziłem sobie dietę, w ramach której słodycze i pieczywo całkowicie wyleciały z mojego jadłospisu (nie licząc otrębowych muffinek na słodziku, które za każdym razem bezbłędnie przypominały mi, że nie da się zastąpić prawdziwych słodyczy podróbkami). W efekcie, po kilku miesiącach musiałem wymienić spory kawałek garderoby. Mam więc doświadczenie w przeżywaniu takich diet - najtrudniejsze będzie utrwalenie sobie nowych nawyków żywieniowych tak, aby nie wrócić po miesiącu do starych grzeszków. Wrzesień jest o tyle dobrym czasem na to wyzwanie, że nie szykują się żadne pełne pokus imprezy rodzinne, a urlop dodatkowo umożliwi mi kontrolę mojego trybu życia (tydzień bez leżącej przed moim nosem czekolady i półki pełnej chrupek w zasięgu ręki!).
Oprócz tego mam nadzieję, że kilka innych pomysłów na ten miesiąc skutecznie odwróci moją uwagę od zakazanych przyjemności. Jakie to pomysły? Napiszę niedługo.
Super pomysł, może go spróbuję wdrążyć w moje życie. :) Jak dla mnie sierpień to zły mc na menu bez mięsa, bo często są grille, wyjazdy itp, ale zimą łatwiej było by to "przetrwać" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, lirycznyzakatek.blogspot.com
Mnie właśnie łatwiej bez mięsa przetrwać w lecie.
UsuńPomogło mi to, że nie jestem zwierzęciem towarzyskim, więc nie dotyczy mnie polska świecka tradycja grillowania przez całe lato. Natomiast w czasie Chmielaków praktycznie nie dało się uniknąć mięsa, bo jedyną alternatywą dla kebaba i pizzerii (modus operandi: "wegetarian nie obsługujemy") były stoiska grillowe, na których mała porcyjka grillowanych warzyw była w cenie kawałka karkówki.