wtorek, 11 listopada 2014

Farsz Niepodległości 2014

11 listopada. Tradycyjnie już w ten dzień nie wybieram się na miasto, wiedząc dobrze, że rozgrywające się w Centrum zadymy popsują mi humor. Zwykle siedzę po prostu w domu, jak w zwykły wolny dzień, co najwyżej wywieszając na balkonie flagę.

W tym roku jednak postanowiłem zrobić coś pozytywnego. Coś dla zabawy. Paweł z bloga Chleby.info nakręcił (chyba nie pierwszy raz) świetną inicjatywę pod tytułem "Farsz Niepodległości". Idea jest prosta: zamiast tłoczyć się w pochodach itp., siedzimy w kuchni. Zamiast odpalać race, zapalamy kuchenki. Zamiast maszerować... faszerujemy. I przypominamy sobie, że słowo "uczta" pochodzi od "uczcić". Przynajmniej tak tę ideę zrozumiałem ja, a sądzę, że inni uczestnicy raczej nie będą mieli do tej interpretacji zastrzeżeń.

Nienawidzę sprzątać i zmywać po kuchennych eksperymentach. Muszę mieć czas i siły, żeby wejść do kuchni w celu gotowania, a nie szybkiego przegryzienia byle czego. Nie zmienia to faktu, że bardzo lubię gotować, szczególnie w towarzystwie, a dzisiejsze święto dało mi rzadką szansę bycia w domu i nie przejmowania się absolutnie pracą. Jak mógłbym nie skorzystać?

Zasadą Farszu Niepodległości jest to, że przygotowywane danie ma być faszerowane. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o akcji, przed oczami stanęła mi pieczona, nadziewana gęś świętomarcińska... a potem szybko skonfrontowałem marzenia z rzeczywistością (oraz Anią) i ustaliliśmy, że będą pierogi albo gołąbki. Z racji kiepskiego wyposażenia kuchni - oraz niskoglutenowej diety Ani - wybraliśmy tę drugą opcję.
Przepisu nie podam, ponieważ głównie improwizowaliśmy, z niewielką pomocą książki Współczesna kuchnia polska Henryka Dębskiego (Wydanie II, Wydawnictwo Interpress, 1985). Farsz zrobiliśmy z gotowanego ryżu i mielonego mięsa wieprzowo-wołowego, doprawionego natką pietruszki, koperkiem, solą i czarnym pieprzem. Sos - z bulionu wołowego z kostki oraz przecieru pomidorowego (nie koncentratu).

Prawilne polskie gołąbki - białe w czerwonym sosie!
Gołąbki po nowodworsku, podejście pierwsze.

Były to nasze pierwsze, ale na pewno nie ostatnie gołąbki. Pół główki kapusty zostało na jutro - będę tylko musiał dorobić farszu. I tym razem przyhamować z natką pietruszki, bo trochę przeholowaliśmy.

W ramach bonusu - linki do innych uczestników-blogerów, żebyście mogli zobaczyć te wszystkie niesamowite pyszności, które powstały w ramach akcji:
Oprócz tego na stronie akcji znajdziecie dania uczestników, którzy nie prowadzą blogów. A jeśli chcecie wziąć udział, to jeszcze nie jest za późno. Odhaczcie się na wydarzeniu na FB i do kuchni marsz robić farsz!

2 komentarze:

  1. Jaka fantastyczna inicjatywa, uwielbiam takie! Kuchennie jestem upośledzona, więc może dobrze, że nie natknęłam się na nią w Dzień Niepodległości, bo byłoby mi smutno, że nie mogę się przyłączyć.

    Chociaż, po namyśle, nafaszerowałabym naleśnik, chyba by mnie to nie przerosło.

    Wasze gołąbki natomiast wyglądają przefantastycznie. To zdecydowanie Danie Ludzi Czynu.

    OdpowiedzUsuń