środa, 4 marca 2015

Deklaracja wojny

Po raz kolejny zawaliłem kwestię blogowania i ponownie miałem poważne problemy z przekonaniem samego siebie, że warto nadal próbować. W końcu minął dopiero jeden rok z dekady, którą miałem dokumentować!
Minęły moje urodziny - świetna okazja na rozliczeniówkę z mijającym rokiem i planowanie kolejnego.
Gdzieś po drodze przepełzł SIAD - dzień, kiedy powinienem mówić głośno o temacie, którego wielu ludzi nie chce widzieć ani rozumieć.
Tyle rzeczy się dzieje, ale nic nie poruszyło mnie na tyle, aby zbudzić mnie z letargu...

Jestem dziwnym stworzeniem. Z jednej strony mam olbrzymią ilość rozmaitych zainteresowań i predyspozycji, z drugiej - wiecznie walczę z poczuciem nieuchronnej klęski. Mój ojciec często nazywa mnie "niedokończoną symfonią". Wiele rzeczy robiłem, wiele mnie fascynowało, ale próby osiągnięcia czegoś konkretnego kończyły się zwykle po pierwszych sukcesach.
Mijają lata. Z każdym rokiem coraz więcej jest tematów, których spróbowałem - rośnie więc także lista tych, których spróbowałbym ponownie, gdybym miał czas, pieniądze, siły. Ostatnio uświadomiłem sobie, że czasu nie wyczaruję, siły z wiekiem maleją, a pieniądze nie pojawią się, jeśli nie będę się rozwijał. Dlatego postanowiłem narzucić sobie nieco inny rytm, a co za tym idzie, "rozszczepić" tego bloga.

Założyłem jakiś czas temu Jaskinię Piwnego Miśka - bloga, w którym odtąd pojawiać się będą tematy dotąd zaszeregowane pod etykietką "piwny misiek". Z kolei wszelkie tematy związane z moją szeroko pojętą fizyczną twórczością - rękodziełem, kuchnią itp. - przenoszę na świeżo założoną Gawrę Tarchomińską. Tutaj pozostaną moje przemyślenia, wariackie olśnienia, opinie o rzeczach bieżących i wszystko to, co nie zmieści się na pozostałych blogach. Narzucam sobie również reżim minimum trzech notek tygodniowo - po jednej na każdym blogu.

Aby wspomóc się w lepszej organizacji życia, wróciłem do zarzuconego dobre kilka miesięcy temu HabitRPG, dzięki któremu mam nadzieję ustawić sobie względnie sensowny rytm tygodnia, niezależnie od chaosu, jaki do mojego życia wnosi nieregularny grafik w pracy. Wyznaczyłem sobie wiele nowych celów i zdaję sobie sprawę z tego, że osiągnięcie ich wszystkich będzie karkołomnym wyzwaniem, ale jak mówią w Ameryce: go big or go home.

Z każdym dniem przekonuję się, że pozostawanie w miejscu rzeczywiście jest cofaniem się, natomiast każdy krok do przodu dodaje mi rozpędu do dalszego marszu. Wiosna jest coraz bliżej, więc możliwe, że po prostu powoli wypełzam z mojego zimowego, depresyjnego stanu ducha, ale jeśli przez cały rok nadam sobie solidne tempo, to następna jesień i zima nie będą w stanie wyhamować impetu. Mój cel na ten rok: nie utknąć. Rozwijać się. A jeśli cokolwiek będzie mnie ograniczać, to albo to zmienić, albo usunąć ze swojego życia.

Chcę przestać patrzeć z zazdrością na genialnych i twórczych ludzi, a zamiast tego czerpać z ich przykładu energię i inspirację. Nie, chcę więcej: sam dojść do momentu, gdy będę tę energię i inspirację dawał innym. Idę na wojnę z życiową inercją. Ambitny plan? Jak cholera. Ale wykonalny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz