środa, 15 stycznia 2014

Daysleeper

Czytam, czytam... głównie o oddziaływaniu marketingu na codzienne życie i świadomość. I tak uświadamiam sobie, dlaczego wiele marek po prostu do mnie nie przemawia mimo wszystkich swoich zagrywek marketingowych, a równocześnie dlaczego mnie samemu jest tak trudno stworzyć coś, co angażuje ludzi.
Rytuały. Monotonia. Szarość w moim życiu. Inercja.

Wstaję, piję kawę (najczęściej taką, jaka była najtańsza w markecie), jem śniadanie, idę do roboty. W pracy odrobinę rosną mi skrzydła, ale nieznacznie i na krótko - w końcu na ile sposobów mogę zareklamować klientom ten sam towar? Tym bardziej klientom, którzy wyraźnie cierpią na to samo, co ja – wieczną polską zimę w sercach? Już dawno straciłem pęd do robienia czegoś nowego, lepszego. Czekam na dzień, kiedy coś z powrotem mi ten pęd przywróci.
Wracam z pracy, zjadam byle co, żeby zapchać dziurę w wiecznie głodnym żołądku. Odmóżdżam się przy komputerze, grając albo przeglądając Facebooka – nie wiem, co gorsze – po czym idę spać i wstaję znowu na czas do pracy.
W wolne dni jest podobnie, z tą różnicą, że wstaję później i cały dzień spędzam na Facebooku, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Jest tysiąc rzeczy żądających mojej uwagi, ale żadna z nich nie wydaje mi się warta tego, żeby zwlec tyłek z łóżka i się nią zająć. A kiedy nawet się zbiorę, napęd opuszcza mnie, gdy tylko zrobię kilka kroków.


I tak od lat. I mam już dość.
To kolejny powód, czemu założyłem tego bloga – chcę oficjalnie rozliczać sam siebie z tego, ile mojego życia udało mi się ostatnio uratować przed zmarnotrawieniem. Przede mną jeszcze cały wieczór i jutrzejsze przedpołudnie – to naprawdę dużo czasu, żeby zrobić coś dobrego, pięknego, nowego.

Jeśli zdarzają wam się podobne momenty, a nie wiecie, skąd podłapać trochę pozytywnej wersji na początek, polecam ten bardzo motywujący kawałek:


Czemu motywujący, może napiszę następnym razem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz