Miałem wrócić wcześniej i napisać coś ambitnego, ale wyszło jak zwykle. Dlatego dzisiaj krótko, na czasie, o czymś, co w sumie bawiłoby mnie, gdyby nie było tak żałosne.
Czytam o tej całej Eurowizji (na profilach FB znajomych, bo mnie to absolutnie nie jara) i przeważa w komentarzach ból dupy o to, że nasze piękne, kobiece, cycaste Słowianki nie wygrały, bo jury wolało osobę zacierającą granice między płciami. Teksty o tym, żeby za rok posłać Grodzką. Ogólne plucie się i równoczesne (mam nadzieję, że tylko) mentalne walenie sobie konia nad seksownością i "naturalnością" Cleo i jej tancerek.
Ludzie, do cholery. Nie macie czym się emocjonować? Festiwalem totalnej wiochy (nie mylić z kulturą ludową), w którym współzawodniczą ludzie nakierowani na robienie szumu, a nie na osiągnięcia muzyczne? Czym, przepraszam bardzo, różni się banda dziewczyn w ludowych strojach, które za wulgarność i bezczelność w XIX wieku wywiezionoby ze wsi na taczce z gnojem, od brodatej osoby w sukience i z ostrym makijażem (którą spotkałoby to samo)? I jedno, i drugie przedstawienie obliczone jest na to, żeby możliwie nakręcić ludzi w ten czy inny sposób. I jedno, i drugie odwołuje się do prowokacji, do niskich instynktów. A fakt, że Polaków właśnie ta broda najbardziej ciśnie w tyłku, świadczy tylko o jednym: Conchita Wurst osiągnęła zamierzony cel. Wkurzyła ludzi, jest o niej głośno, a ponieważ wygrała, to może ogłaszać swój sukces - "pokonała ludzką nienawiść". Wszelkie ataki tylko potwierdzą, że ma rację.
A my, Polacy, jak zawsze podeszliśmy do tematu zbyt poważnie. Zbyt dumnie. Ze zbyt dużym poczuciem własnej zajebistości dziejowej.
Wszyscy, którzy tak strasznie przeżywacie Eurowizję... Przypominacie mi aktora dramatycznego, który z desek teatru zszedł prosto na plan taniej komedii - tylko nikt go nie poinformował, w czym tak naprawdę gra. Naprawdę, są lepsze tematy do histerii narodowej, niż "Cycki a sprawa polska" (swoją drogą, dobry temat na maturę z polskiego - akurat odpowiedni poziom na te czasy...).
Trafny komentarz. Wszyscy zapominają, czym tak naprawdę jest Eurowizja, traktując ją nagle na równi z Konkursem Chopinowskim. Nie słyszałem zwycięskiej piosenki, więc się nie wypowiem, natomiast miałem nieprzyjemność wielokrotnie słyszeć Donatana. Ogólna opinia jest taka, że to pochwała kultury ludowej i promowanie regionalizmu. A gdzie tam - zbiór najgłupszych stereotypów na temat polskiej wsi, stroje ludowe będące pomieszaniem z poplątaniem, każdego etnologa doprowadzającym do płaczu i dziewczyny, które musiały zaśpiew wspomóc komputerem, bo nie udało im się w pełni odtworzyć charakterystycznego zaśpiewu.
OdpowiedzUsuńJakkolwiek nie kibicowałam Conchicie, bo całym sercem byłam za tym, by wygrała Holandia, czuję się zniesmaczona niektórymi komentarzami w internecie. Ok, broda mi też nie przypadła do gustu, ale jak chce to niech ją sobie ma. Wokal to był niezły. A jego wygląd może mi się nie podobać tak samo jak, nie wiem wygląd Roberta Pattinsona. Nie i tyle. Co nie znaczy, że na chama zacznę wyzywać od pedałów - no przecież ten człowiek nic mi nie zrobił. Co do Polski to mnie się podobało. Znaczy, nie jest to ambitne czy coś, ale żywiołowe, więc na Eurowizję w sam raz. Nie narzekajmy, nie wypadliśmy tak źle.
OdpowiedzUsuń