środa, 10 września 2014

Zmechacony pluszak

Jeśli macie telefon w Plusie i śledzicie ich na Facebooku, to pewnie pamiętacie, jak w poprzedni weekend nastąpiła awaria sieci, a równocześnie na fanpage'u zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Osobiście myślałem, że znudzony synek admina podsiadł tatę na służbowym komputerze i bez świadomości konsekwencji wali mu "karniaczki".

Zrzuty z fp Plusa. Przyznacie, wygląda to co najmniej dziwacznie.
Po podaniu przez rzekomego hakera adresu jego fanpage'a dym przeniósł się tam...

Ciekawe, ile kasy i fejmu obiecano jutuberom za bycie zaatakowanymi.
...po czym nastąpiło rozczarowujące ujawnienie.
Drodzy fani!
Czujemy się w obowiązku wyjaśnić pewną sprawę. Całe weekendowe zamieszanie, którego byliście świadkami nie wynika z ataku hakerskiego. W ten, fantazyjny sposób swoje istnienie oznajmił światu nasz młodszy brat - Plush. 
(...)
Chcemy jednak wyraźnie zaznaczyć, że piątkowa awaria sieci nie była w żaden sposób powiązana z kampanią marketingową nowej marki.
Koparka uszkodziła wówczas światłowód, a nasz dział techniczny zrobił wszystko, by jak najszybciej usunąć awarię. Przepraszamy wszystkich naszych Klientów, których dotknęły jej skutki.

(źródło: facebook.com/plus)
Trzeba przyznać, los sprzyjał Plusowi przy robieniu hałasu wokół nowej marki. Moze wręcz powiedzieć, że mieli więcej szczęścia, niż rozumu. Czemu mówię o rozumie? Cóż... powiedzmy, że wizerunek tej nowej marki jest co najmniej ryzykowny.

Przyjrzyjmy się uważnie. Plus odpala nową "sieć", w której oferuje "rozmowy, SMSy i internet bez limitu". Hm. Brzmi interesująco, ale mój podejrzliwy niedźwiedzi umysł doszukuje się podpuchy. Zwłaszcza, że sieć po prawie tygodniu od ogłoszenia nowej marki nadal nie ujawniła szczegółowej oferty. Mało poważne, a w połączeniu z metodami promocji "młodszego brata" budzi wręcz podejrzenie, że to tylko lep na naiwną dzieciarnię, chcącą się pochwalić, że mają fajną ofertę w fajnej młodzieżowej sieci.
Przesadzam? To zerknijcie na opis strony. Chociaż nie musicie, zacytuję wam:
Byłem słodkim, miękkim misiaczkiem, który czekał na półce w sklepie z zabawkami aż pokocha go jakieś dziecko. Do momentu gdy… zobaczyłem wydatne piersi nowej dziewczyny pracującej w sklepie. Gdy kiedyś, tuż przed zamknięciem, zostaliśmy sam na sam w sklepie zrozumiałem co jest moim powołaniem. Zresztą umówmy się, dzieciaki są okropne.
Teraz moim naturalnym środowiskiem występowania są imprezy oraz wszelkie miejsca gdzie spotykają się młodzi ludzie.
Jestem królem życia i urodzonym hedonistą. Mam mnóstwo przyjaciół – i nie mowa tu o tych z FB. Chociaż w sieci czuję się jak ryba w wodzie. Uwielbiam gry strzelanki i przepadam za pizzą na puszystym cieście.
Podrywam – to moje hobby, palę trawę (ale oczywiście tylko dla celów zdrowotnych) i jak trzeba, używam dosadnego, ale szczerego języka. Bez w owijania w bawełnę – bo bawełna jest passe – teraz Plush rządzi. JA RZĄDZĘ!
Skaczę ze sceny, jeżdżę na longboardzie, potrafię nieźle rymować.
Moją dewizą jest „przyjemność bez konsekwencji”.

Proszę, powiedzcie mi teraz, że wizerunek marki nie jest nastawiony na młodych gniewnych, których idea rozrywki to łamanie obowiązujących zasad, imprezowanie i udowadnianie sobie nawzajem swojej "dorosłości". Przesadzam, naprawdę?

Zrzut z fp Plusha - język marketingu młodzieżowego, wersja soft. Ortografia i kultura języka na poziomie...smutnym. Nie pytajcie, czy mam na myśli admina, czy klientów.
OK, OK. Posługują się językiem trafiającym do młodszego targetu. Mówią "jesteśmy fajni, bo nie uderzamy w drętwą gadkę i nie sięgamy po słownik co drugie zdanie". Dzieciaki to lubią, nie?
Tak, dzieciaki szczególnie lubią, kiedy mówi im się, że nie poniosą żadnych konsekwencji swoich decyzji. Zresztą nie tylko dzieciaki. Każdy lubi słyszeć, że nie ma żadnych zobowiązań. Różnica jest taka, że człowiek dorosły i dojrzały (te dwie cechy niekoniecznie idą zawsze w parze) wie dobrze, że nie istnieją układy bez zobowiązań i decyzje bez konsekwencji. Nie ma nic za darmo. Wiedzą o tym również marketerzy Plusa, przepraszam, Plusha, a jednak okłamują swoich potencjalnych klientów. W sumie się do tego przyzwyczailiśmy, ale stosowanie podobnych chwytów przy produkcie skierowanym do dzieci (bo nie oszukujmy się - to nadal są dzieci) jest wyjątkową podłością.
Efektem ubocznym jest wzmocnienie w sceptykach przekonania, że marketing to sztuka bezczelnego kłamstwa, manipulacji i odkrywania słabych punktów klienta, a to już strzał w stopę całej branży. Tak, wiem, że branża ma stopy zdrętwiałe od ciągłego ostrzału i pewnie nawet nie poczuje kolejnego pocisku tak małego kalibru...
Za to Plush bez żadnej krępacji sięga po lepsze bomby. Media społecznościowe (zwłaszcza te zdominowane przez młodzież) i memy są ze sobą tak nierozerwalnie powiązane, jak cały Internet z pornografią i/lub zdjęciami kotów. Nic więc dziwnego, że na fanpage'u Plusha pojawiają się rozmaite kiepskiej jakości obrazki z "odkrywczymi" tekstami pisanymi Impactem. Rozmyty do granic absurdu Willy Wonka z doklejoną plushową mordą nabija się z dzieciaków, które "mają hajs na doładowania - rodzice muszą być dumni". Advice Plush na kolorowym tle i z pikselowymi okularkami na nosie doradza: "handluj z tym". A Morfeplush...

Chwilę zajęło mi rozkodowanie przekazu i uświadomienie sobie, że chodzi o gadanie do oporu. Mój wewnętrzny "polonista" zwinął się w kłębek w kącie i załkał żałośnie.
(źródło: facebook.com/BEZKONSEKWENCJI)
Młodzieżowy język, nie? Taka zajawka (ktoś jeszcze tego używa, czy już do końca zezgredziałem?). A w komentarzach pod tym obrazkiem admin posługuje się słownictwem może mniej wulgarnym, ale równie bezceremonialnym. Bo wizerunek marki to podstawa, a Plush jaki jest - każdy już chyba widzi.

Chciałem powiedzieć, że za sprawą Plusha marketing sięgnął bruku, ale nie. Tutaj marketing przebił z hukiem bruk i dorył się do kanału. Następnie z wielkim chlupotem wpadł prosto w ścieki, prześliznął się przez nagromadzony muł, wyrżnął w dno i przegryzł się przez nie. Ostatecznie dokopał się do ukrytych w głębi ziemi zapomnianych katakumb, wypełnionych zapomnianymi koszmarami świata marketingu. Na widok jaśnie Plusha koszmary co do jednego dostały zawałów dawno nie bijących serc i umarły ponownie, tym razem na wieczność - bo, żeby zaczerpnąć z memów, "they don't want to live on this planet anymore".

Mała dygresja, tylko pozornie niezwiązana z tematem. Od kilku dni mój sklep nawiedzają dzieciaki ze skłonnością do głupich żartów. Raz przyszli w godzinach szczytu, przyprowadzili kolegę w gumowej końskiej masce, wbili mi do kolejki i zapytali "czy jest coś dla konia" - i nie załapali, gdy kazałem im dać sobie siana, tylko dalej zaczepiali mnie i klientów. Innego dnia wpadli z pytaniem, czy mam zapałki. Nie miałem. "A dropsy?". Przypominam, że pracuję w sklepie z alkoholem, gdzie dzieciarnia nie powinna zaglądać z takim entuzjazmem. Po prostu wydaje im się, że mogą się wygłupiać #bezkonsekwencji. Zwykle uważam, że to wina nieporadnych wychowawczo rodziców, którzy dają przyzwolenie na to, żeby ich dzieci wychowywała ulica, starsi koledzy i internet. Akcja Plusha pokazuje nie tylko to, jak złym wychowawcą jest sieć, ale też udowadnia, że dorośli ludzie potrafią w pełni świadomie psuć młodsze pokolenia. Po co? Dla kasy. A po nas choćby potop.

W takich chwilach chciałbym namierzyć osobę odpowiedzialną za kształtowanie marki, a potem nawiedzić ją z palnikiem i obcęgami. I kopią "Jesieni średniowiecza". Niestety, w mojej bibliotece jej nie mają, więc "twórcy" nacieszą się swoim marketingowym potworkiem #bezkonsekwencji. A ja muszę zadowolić się pomstowaniem na blogu. Być może przeczyta ten wpis ktoś, komu wpadł do głowy równie kretyński pomysł na kampanię. Być może po lekturze walnie się w łeb, żeby wytrząsnąć z niego głupoty - i zamiast tego wymyśli coś, co przemówi do ludzi bez uciekania się do najniższych lotów humoru i chamstwa.

I bez psucia wizerunku miśków. Plush jest takim chamem, że Tyson się w grobie przewraca.
(źródło: Oswald's Bear Ranch)
Za impuls do spłodzenia tego wpisu dziękuję Anouk, która pierwsza z moich znajomych skomentowała kampanię Plusha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz