Muszę się do czegoś przyznać. Każdy człowiek ma jakieś słabości, uzależnienia, złe nawyki - nie jestem tutaj wyjątkiem. Mam na imię Marcin i od jakichś dziesięciu lat jestem kofeinistą.
A teraz całkiem poważnie: rzeczywiście jestem uzależniony od kofeiny. To trochę paskudny nawyk - nie móc zwlec się z łóżka i zacząć normalnie dnia bez kubka kawy albo łyka chemicznego koktajlu z kofeiną. Staram się sublimować moje uzależnienie - jak alkoholik, który pija wyłącznie dobrą whisky, tak ja krzywię się na tanią kawę z dyskontu (którą z konieczności pijam, gdy bieda mnie przyciśnie) i kiepskiej jakości napoje energetyczne. Staram się nie żłopać napojów z kofeiną na ślepo, nadać moim codziennym rytuałom pobudzającym jakiś pozór wyszukania. Dlatego właśnie, ilekroć widzę na rynku nowego energetyka, kupuję go w nadziei, że odkryję jakiś nowy, lepszy i mniej sztuczny smak.
Od kilku lat widuję na półkach różne koktajle witaminowe Oshee i długo zastanawiałem się, czemu w ramach tej serii nie wypuścili jeszcze żadnego pobudzacza. Dziś rano stało się - na półce Oshee w Carrefour Express zobaczyłem nową czarną puszkę, dumnie ogłaszającą wysoką zawartość kofeiny. Oczywistym jest chyba, że bez większego namysłu dokonałem zakupu...
Puszka jest utrzymana w czarno-białej, matowo metalicznej tonacji z czerwonymi akcentami. Front puszki zapewnia nas o naturalnym pochodzeniu kofeiny i braku tauryny - super, wreszcie napój, do którego nie będą się dobierać moje koty. Oprócz tego producent roztacza przede mną wizje doładowania całym koktajlem witamin z grupy B. To fascynujące, ale dla pewności wczytuję się w drobny druk z tyłu puszki. Skład nieco psuje pierwsze pozytywne wrażenie: woda, cukier, glukoza (jakby sam cukier nie wystarczył), "kwaskwas cytrynowy" (-10 punktów dla Slytherinu - mam alergię na tego typu wtopy), dwutlenek węgla , cytrynian sodu i aromaty. Dopiero na końcu znajdują się te magiczne składniki, którymi chwali się przód puszki: "naturalna kofeina" (32 mg na 100 ml napoju - czyli 80 mg na puszkę) i witaminy. Teoretycznie 100 ml napoju pokrywa w 100% dzienne zapotrzebowanie na witaminę B6, w 44% na niacynę (B3, PP, kwas nikotynowy) w 33% na B5 i w 20% na B12 - super, wypijając cały pewnie dorobię się hiperwitaminozy ;>
Cała puszka dostarcza 115 kcal w formie 27,5 g jedno- i dwucukrów.
Nie jest źle, chociaż zapewnienia o naturalności okazały się dętymi frazesami (czego się w sumie spodziewałem). W takim razie czas na otwarcie puszki. I już na początku lekki zawód - zapach napoju jest bardzo typowy, cukrowo słodki, z leciutką nutą waleriany. Kolor też typowy - pewnie producent nie pomyślał, że ktokolwiek mógłby przelewać "bateryjkę" z puszki do szklanki. Smak słodko-kwaskowy, ale już bez tej irytującej waleriany, którą wali większość energetyków. Pobudza łagodnie, ale całkiem przyzwoicie - po godzinie od wypicia nadal jestem pozytywnie nastrojony, zamiast chodzić po ścianach albo dla odmiany przysypiać. Napój nie zostawia też długotrwałego "kwachu" na podniebieniu.
Biorąc pod uwagę cenę porównywalną z np. Blackiem, chyba mogę przyznać temu napojowi niezłe 7/10, przynajmniej w kategorii napojów energetycznych. Osobom szukającym czegoś smacznego do wypicia - nie polecam. Kofeinistom cierpiącym na senność z braku kawy - zdecydowanie rekomenduję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz