Dziś rano dowiedziałem się, że umarł jeden z moich ulubionych pisarzy. Chodzi dalej wśród ludzi, gada nawet trochę za głośno, ale to, co go definiowało, odeszło na zawsze. Żadna zmiana poglądów, żadne przeprosiny nie cofną jego duchowego samobójstwa, czy raczej agonii, która trwała już od pewnego czasu.
Jestem... byłem wielkim fanem Siergieja Łukjanienki. Jego "Patrole" pojawiły się w moim życiu w chwili, kiedy przechodziłem głęboki kryzys wewnętrzny. Pozwoliły mi spojrzeć na swój zniszczony, pofragmentowany system wartości. Uświadomiły mi, że każdy, wielki czy mały, popełnia błędy i ponosi ich konsekwencje. A przede wszystkim nauczyły mnie, że ludzie wrażliwi i inteligentni zawsze cierpią - ale tylko od nich zależy, czy pozwolą sobie to cierpienie narzucić, czy wybiorą własną drogę.
"Własna droga" była dla mnie odtąd najwyższą ideą. Moim wzorem do naśladowania był Anton Gorodecki - człowiek, który nie potrafił z klapkami na oczach wykonywać rozkazów, który kwestionował cele i metody swoich przełożonych, równocześnie na swój sposób pozostając wierny Światłu. Niedoświadczony, niezbyt potężny mag, który potrafił wymówić posłuszeństwo swojemu Wielkiemu przywódcy tylko dlatego, że czuł obrzydzenie do wszelkich manipulacji. Który "bynajmniej nie był świetlistym aniołem z ognistym mieczem". Już w "Nocnym Patrolu" znalazłem kwintesencję "własnej drogi" - scenę, w której opity energią Anton jest w stanie zatrzymać lub wspomóc plan swojego byłego mistrza - a zamiast tego całą swoją siłę wkłada w oczyszczenie własnego umysłu, wyzerowanie swojego kompasu moralnego, tylko po to, żeby nie odbierać prawa do decyzji kobiecie, którą kocha. Tę samą drogę obiera w "Patrolu Zmroku", pozwalając, by zdrajca sam wymierzył sobie karę. Ten schemat pojawia się też w innych powieściach Łukjanienki, których bohaterowie odrzucają pokusę potęgi na rzecz wolności i czystego, choć zbolałego sumienia.
Łukjanienko przekazał mi jeszcze jedną prawdę - nie ma "dobrych" i "złych" stron, są tylko dobrzy i źli ludzie. Że nikt nie ma monopolu na prawdę i dobro, a im głośniej ktoś krzyczy, że przeciwnik jest zły, tym więcej brudów sam ma do ukrycia. I to, że każdy system jest dobry w założeniach, ale w rzeczywistości zawsze będzie chwiejny, skażony uciskiem i korupcją.
A teraz człowiek, który przekazał mi te wszystkie lekcje, nazywa ukraińskich rewolucjonistów "nazistami". Ślepo popiera rosyjskie dążenia do podporządkowania sobie Ukrainy, namawia do bojkotu ukraińskich pisarzy i ogłasza, że nie pozwoli do wydawania swoich książek po ukraińsku. Kupuje - i rozprowadza dalej! - rosyjską propagandę, nie kwestionując ani jednego słowa. Kiedy to się stało? W którym momencie pisarz głoszący neutralność i pokój stał się spienionym propagandystą swojego rządu? Jak to możliwe, że zamiast - w zgodzie z duchem swoich książek - stanąć z boku i obserwować uważnie, krytykując poczynania obu stron, radośnie głosi, że jego kraj ma absolutną rację?
Wielu ludzi zaczęło odsyłać mu książki. Mówią, że nie chcą, aby literatura człowieka ziejącego nienawiścią zatruwała ich półki. Sam tego nie zrobię. Pomijając fakt, że egzemplarze na mojej półce należą do mojej nieślubnej - te książki nie są niczemu winne. Przekazują mądrość, chociaż sam autor się od nich odwrócił. Poza tym chciałbym je zachować na pamiątkę człowieka, którego już nie ma. Mój nauczyciel żyje w tych książkach, nawet, jeśli nazwisko przeszło na własność putinowskiego propagandysty.
Ale więcej książek sygnowanych tym nazwiskiem nie kupię. Siergiej Wasyliewicz Łukjanienko roztopił się w Zmroku, a na jego miejscu pozostało tylko Zwierciadło - które, mam nadzieję, również się ubezcieleśni, kiedy już powróci równowaga...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz