sobota, 1 marca 2014

SIAD 2014, święto wyklętych.

1 marca. Wszyscy w Polsce przeżywają Żołnierzy Wyklętych - kolejną okazję do narodowej martyrologii, podziałów politycznych i rozliczeń. Nawet Twitter podpowiada mi to hasło jako dzisiejszy "trend". Tymczasem ja cicho "świętuję" coś o wiele bardziej osobistego.

Na całym świecie obchodzimy dzisiaj SIAD - Światowy Dzień Świadomości Autoagresji. Święto nie historyczne, ale skupiające się na "tu i teraz", na zwykłych ludziach, których historia nie dostrzega - a jeśli dostrzega, to bez świadomości problemu.

Ludzi, których dotyczy ten dzień, znacie na pewno. Są obok was, chociaż pewnie ich nie rozpoznajecie - co nie jest łatwe, bo każdy zmaga się z autoagresją na swój sposób. Dzieciaki wycinające sobie imiona idoli na rękach czy ludzie wrzucający na pokaz swoje zakrwawione zdjęcia z żyletką to tylko brudny wierzchołek góry lodowej, zakłamujący prawdziwy obraz sytuacji. Ten wizerunek nie oddaje całej prawdy o NSSI.
A prawdziwy obraz jest taki, że coraz więcej ludzi nie wytrzymuje dzisiejszego świata. Część nie może pogodzić wpojonych w dzieciństwie wartości z okrutnym, cynicznym światem. Inni mają problem z asertywnością i nie potrafią obronić się przed wykorzystywaniem przez otoczenie. I jeszcze kolejni próbują bezskutecznie spełnić swoje własne oczekiwania względem siebie. A wielu ma jeszcze inne powody, często niezrozumiałe nawet dla nich samych. Depresja stała się już dawno chorobą cywilizacyjną. W tej sytuacji coraz więcej ludzi, niezdolnych do walki ze światem, swoją nienawiść i gniew obraca do wewnątrz. Piją, ćpają, sypiają z kim popadnie, bawią się w piratów drogowych, uprawiają sporty ekstremalne albo popadają w religijne obsesje. A kiedy to nie pomaga, obwiniają samych siebie za słabość, aż w końcu w pełni świadomie zaczynają robić sobie krzywdę. Najpierw skrycie, potem coraz bardziej jawnie, w rozpaczliwej nadziei, że zostaną dostrzeżeni i potraktowani z uwagą, a nie z drwiną. Emodzieciaki z żyletką to tylko stereotyp - do grona ludzi walczących z NSSI należą biznesmeni, duchowni, naukowcy i celebryci. Zresztą i sama żyletka to przeżytek. Zaczyna się często od cyrkla, noża kuchennego, igły. Przypalanie papierosami. Uderzanie o ściany i meble - ręką, potem głową. Podduszanie się, branie niewskazanych leków albo zbyt dużych dawek. Świadome doprowadzanie się do fatalnego stanu. Niektórzy "sublimują" swój popęd do samozniszczenia, decydując się na kolczyki, tatuaże i bardziej drastyczne modyfikacje*. Próby samobójcze? Tak, ale obliczone na przeżycie, bo ludzie z NSSI nie chcą umierać. Oni rozpaczliwie chcą żyć. Chcą wiedzieć, że ich istnienie ma jakiś cel, jakiś sens. Jakiś kierunek. Niestety, ich świat wygląda inaczej, niż świat "normalnych" ludzi. Jest pełen zimnej, gęstej mgły, która nie pozwala spojrzeć poza dzisiejszy dzień (a czasem poza najbliższe kilka minut), która wysysa z nich resztki energii i wiary w lepsze jutro. A skoro nie widzą drogi, to pozostaje im jedynie krzyczeć o pomoc...

Tyle tylko, że całe życie uczono ich, że "nie wypada". Że jeśli masz problemy ze swoim odbiorem świata, to jest to twój problem i ty masz się z nim uporać. Że jeśli czujesz rozpaczliwą potrzebę zrobienia sobie albo komuś innemu krzywdy, to jesteś chorym, obrzydliwym psycholem, którego miejsce jest na oddziale zamkniętym. Dlatego wielu cierpiących z powodu NSSI ukrywa swoje problemy przed najbliższymi (dopóki sprawa się nie wyda sama), a równocześnie szuka rozwiązań w sieci. Fora młodzieżowe, serwisy typu Zapytaj.onet.pl i inne podobne zakamarki Internetu pełne są pytań o samookaleczenia, o gojenie blizn, o ich maskowanie - i bardzo rzadko zdarza się, żeby ktoś zapytał "Co mam zrobić, żeby przestać?". Nie dlatego, że samookaleczenia sprawiają radość, przyjemność (chociaż uzależniają), tylko dlatego, że w swoim małym, zamglonym świecie taka osoba nie wyobraża sobie nawet perspektywy przestania.

I dlatego właśnie 1 marca jest dla mnie tak ważnym dniem. Nie ze względu na jakieś historyczne zaszłości, o które można się kłócić do końca świata. Tylko właśnie ze względu na tych wszystkich ludzi, którzy tu i teraz cierpią, boją się i potrzebują usłyszeć "nie jesteś sam". A ja świętuję nie z wielkiej społecznikowskiej potrzeby ducha, tylko dlatego, że sam od dawna zmagam się z NSSI. Zmagam się - i wygrywam. To trochę jak walka z rakiem, tylko duchowa. Wiem, że ostatecznie nie zniszczę w sobie pędu do autodestrukcji, jest zbyt głęboko wpisany w moją psychikę. Ale mogę założyć mu obrożę i kaganiec. Mogę powstrzymać się przed wymierzaniem sobie kar za każdy oddech, każdą słabość. Mogę oduczyć się wyrzutów sumienia, ilekroć mówię "nie" sobie lub światu. I póki co wygrywam w tej wojnie, chociaż łatwo nie jest.

O naszym święcie media jednak milczą. W "Pytaniu na Śniadanie" wywiad ze świnką, na serwisach informacyjnych Krym i Stoch. Najbliżej o interesujący mnie temat otarła się Rzepa, która opublikowała artykuł o zaginionych - ludziach, którzy po prostu wyszli z domu i ze swojego dotychczasowego życia. To też rodzaj autodestrukcji, próba uwolnienia się od swojej tożsamości. Równie skazana na porażkę, jak wszelkie inne działania autoagresywne.

Myślicie że autoagresja nie dotyczy was? Może rzeczywiście tak jest. Ale równie dobrze może dotknąć kogoś wam bliskiego. Albo i dalszego. To nie jest dzień tylko dla ofiar NSSI, ale też dla wszystkich świadomych istnienia problemu i gotowych nieść pomoc. Dlatego jeśli macie własne przemyślenia na ten temat, chcecie być głosem tych, którzy często nie mają siły się skarżyć, albo jeśli ukrywacie swoje problemy przed całym światem... albo jeśli obawiacie się, że kiedyś i was lub waszych bliskich może spotkać podobne wykluczenie - dziś, jutro, przez cały marzec dajcie temu wyraz. Media milczą, ale to wy tworzycie część z nich, więc nie bójcie się pisać. Nie bójcie się tworzyć "trendów": #SIAD, #autoagresja, #NSSI, #selfharm. Nie bójcie się wrzucać grafik w naszych kolorach.

Tak, kolorach. Kolorami SIAD są pomarańcz i biel. Jeśli z ręką na sercu możesz powiedzieć, że autoagresja cię nie dotyczy, ale chcesz wyrazić swoją solidarność z cierpiącymi - przypnij do ubrania białą wstążkę. Na dziś, albo na cały miesiąc. Jeśli zobaczysz kogoś z pomarańczową wstążką - to wyciągnij do niego rękę, bo tego jednego dnia dostał dodatkowy znak, którym może wołać o pomoc.

A ja? Ja na resztę marca szykuję pomarańczowo-białą przypinkę. Nie jestem bezradny, ale moja walka trwa.



__________________
* W żadnym wypadku nie twierdzę, że wszystkie osoby poddające się wspomnianym modyfikacjom cierpią na NSSI. Ale śmiem twierdzić, że przynajmniej spora część z nich - jak najbardziej. Większość oczywiście z oburzeniem zaprzeczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz